Syria – oceanograficzna wyprawa w nieznane

Syria to kraj dziki, niedostępny i właśnie dlatego tak bardzo pociągający. Syria łączy w sobie surową pustynię z przepastnymi górami Harmon oraz błękitnym, niezbadanym wybrzeżem Morza Śródziemnego. Syria jest doskonałym miejscem dla tych, którym znudził się wypoczynek w znanych i obleganych rejonach świata. Natura jest tutaj surowa, a samo zwiedzanie wymaga zaangażowania i chęci przygody. Niestety już na samym początku wspomnę, że nasza wyprawa, z przyczyn niezależnych od nas, musiała zakończyć się w Turcji, na granicy z Syrią. Jednakże przygody, które przeżyliśmy warte są, myślę, dalszego czytania.

 

Trasa wyprawy „Ekspedycja naukowa do Syrii”

Gdynia – Słowacja – Węgry – Rumunia – Bułgaria – Turcja – Serbia – Węgry – Słowacja – Polska

Opis ekspedycji „Syria – oceanograficzna wyprawa w nieznane”

W naszą podróż wyruszyliśmy w kwietniu 2011 r. z Gdyni, spod budynku Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Zapakowani do granic możliwości, poupychani w luku bagażowym, jednak z ogromnym optymizmem i humorem wyruszyliśmy w nieznane. Podróż do Turcji przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię ciągnęła się w nieskończoność. Po drodze Mikołaj zadziwił nas swoją znajomością bułgarskiego, kiedy to dobitnie wytłumaczył celniczce w okienku, że nie ma winiety na przejazd.

Przez całą drogę pogoda nam nie sprzyjała. Siąpił deszcz, który w połączeniu z silnym nieraz wiatrem psuł nam trochę humor. Ale pełni nadziei, zapakowani jedynie w letnie rzeczy i stroje kąpielowe jechaliśmy dalej. Aż to granicy Turcji. I tu niespodzianka. Nawet naszej dzielnej załodze, składającej się z samych optymistów, opadły ręce, kiedy na granicy zastała nas zima! Na dodatek okazało się, że musimy przefaksować nie wiadomo skąd pismo z parafką właściciela auta, żeby przekroczyć granicę. W innym przypadku – O-nunununu, nie przejedziemy. Na szczęście po zaangażowaniu odpowiednich osób w Gdańsku, w końcu się udało (dzięki Michał!). Po parogodzinnym postoju na granicy, śniegu napadało już po kolana. Tu sam optymizm nie wystarczył, trzeba było być szaleńcem, żeby jechać dalej. Tak też z ochotą uczyniliśmy.

Jadąc wzdłuż morza Marmara na południe, przekroczyliśmy kontynent europejski, aż znaleźliśmy się w Canakkale. Pogoda dopisywała. Po śniegu nie było już śladu. Tylko tubylcy dziwnie i niedowierzająco się patrzyli, jak wjechaliśmy do miasteczka za granicą ze śniegiem na masce i dachu. Ich zaskoczone miny dały nam nadzieję, że dalej będzie jednak cieplej, a stroje kąpielowe nie były brane na daremno. Ponieważ dzień dobiegał już końcowi, postanowiliśmy udać się na zasłużony spoczynek… pod słynną, legendarną Troją.

Obudziły nas autokary, wożące turystów, dlatego nie przedłużając śniadania ruszyliśmy dalej. Cały czas jadąc wzdłuż wybrzeża kierowaliśmy się w kierunku Marmaris. Niewątpliwa atrakcją drogi prowadzącej z Muğli do Marmaris są przepiękne widoki. Po minięciu wioski Gökova, szosa zaczęła dość szybko opadać w stronę morza. W pierwszym napotkanym kempingu zrobiliśmy sobie zasłużony odpoczynek, połączony ze słoikowym obiadem i pierwszą kąpielą w Morzu Śródziemnym. Pobór próbek do badań tak nas zaaferował, że postanowiliśmy zostać w tym miejscu do następnego dnia.

Jadąc nadmorską drogą do Antalya mieliśmy niepowtarzalną okazję zrobić zakupy na miejscowym bazarku. Ilość oferowanych produktów, świeżych owoców, warzyw i przypraw o mało nie przyprawił nas o zawrót głowy. Można tu było znaleźć dosłownie wszystko. Od świeżych truskawek i arbuzów po miotły i garnki, na pirackich płytach kończąc. Nauczeni trudnej sztuki targowania, wyszliśmy z siatami pełnymi miejscowych smakołyków i prawdziwymi tureckimi kebabami, które w smaku zupełnie nie przypominają tych „oryginalnych” kupowanych w Polsce.

Zachodnia część tureckiego wybrzeża Morza Śródziemnego jest nazywana Turkusowym Wybrzeżem. To niezwykła okolica z malowniczymi plażami, zatokami i morzem, od którego niezwykłego koloru rejon zaczerpnął nazwę. Jadąc wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego zbieraliśmy próbki wody i osadu do analiz chemicznych oraz materiał fitoplanktonowy, fitobentosowy, a także okazy makrozoobentosowe. Gdzieś po drodze mieliśmy jeszcze okazję przekąsić kokoreç, jedno z najbardziej cenionych przysmaków w tym kraju. Dopiero w domu doczytaliśmy, że były to nieczyszczone jelita baranie…

Następnie odwiedziliśmy Aspendos, jedno z najlepiej zachowanych rzymskich teatrów na świecie. Ten teatr, leżący 47 km od Antalyi, został wybudowany pod koniec II w. n.e. i mógł pomieścić 20 tyś. widzów. Innym cennym zabytkiem w Aspendos, który mieliśmy okazję zobaczyć, był imponujący akwedukt o długości 830m. Natomiast na nas największe wrażenie zrobił sad z niezwykle słodkimi pomarańczami, które pachniały i smakowały nam jeszcze przez długie kilometry pokonywane w samochodzie…

Wyjeżdżając już praktycznie z rejonów nadmorskich, przywitała nas przepiękna pogoda. Nie zastanawiając się długo postanowiliśmy odwodzić jeszcze jedną, ostatnią tej podróży plaże. Pobór materiału do badań nie miał końca… 

Następnie udaliśmy się do jaskiń piekło i niebo (Cennet ve Cehennem). Turcja to prawdopodobnie jedyne miejsce na świecie, gdzie w przeciągu jednej godziny można zajrzeć do samego Piekła (Cehennem), a następnie odwiedzić Niebo (Cennet). Aby ta możliwość stanęła przed nami otworem, wybraliśmy się we wschodnie rejony wybrzeża śródziemnomorskiego. W okolicach Silifke, przy górskiej drodze powyżej Narlıkuyu, położone są dwie fascynujące jaskinie. Otchłań piekielna (Cehennem Çukuru) to ziejąca otchłań, którą można podziwiać z małej platformy widokowej. Według greckiej mitologii jest to miejsce, gdzie Zeus uwięził Tytana. Według miejscowych legend jest to wejście do podziemnego świata, a strumień, którego szum można usłyszeć, jest dopływem rzeki Styks. Jaskinia Niebo jest dostępna dla zwiedzających, którzy muszą pokonać 452 stopnie, aby zejść na jej dno. Przy wylocie jaskini znajduje się Kaplica Marii Dziewicy pochodząca z V wieku naszej ery. Nasze dzielne dziewczyny bez wahania wybrały drogę do piekła…

Jadąc dalej dotarliśmy do „księżycowego” rejonu Kapadocji. Kapadocja jest to kraina położona w środkowej części Anatolii, a jej granice nie są ostro zdefiniowane, ponieważ nie jest ona pojęciem administracyjnym, a raczej wynikającym z tradycji i odmienności krajobrazowej regionu. Obejmuje teren około 600 kilometrów kwadratowych. Kapadocja została ukształtowana około 60 milionów lat temu przez aktywność otaczających ją trzech wulkanów o nazwach: Erciyes, Hasan oraz Göllü. Wyrzucany przez wulkany popiół pokrył rejon obecnej Kapadocji i w połączeniu z piaskami wytworzył tuf – charakterystyczny rodzaj skały osadowej. Tuf jest skałą miękką i łatwo podlegającą erozji na skutek działania wiatrów i wód. Przez miliony lat siły przyrody wyrzeźbiły to, co obecnie możemy podziwiać jako księżycowy krajobraz tej baśniowej krainy. Na liście najważniejszych atrakcji turystycznych Kapadocji znajdują się podziemne miasta, w których miejscowa ludność przez wieki chroniła się przed najazdami i prześladowaniami. Do najbardziej znanych zalicza się Kaymakli i Derinkuyu, ale jest ich o wiele więcej. Prawdopodobnie nie wszystkie zostały jeszcze odkryte.

Podążając śladami wczesnych chrześcijan oglądaliśmy w Kapadocji wykute w skale kościoły i kaplice. Następnie odwiedziliśmy wioski Üçhisar oraz Goreme, w pobliżu której znajduje się skansen z przeszło 30 kościołami wydrążonymi w miękkim tufie. Kapadocja to również świetne miejsce do zrobienia zakupów, o czym mogliśmy przekonać się w praktyce. Przeszczęśliwi, zaopatrzeni we wszystkie możliwe oferowane pamiątki, ruszyliśmy dalej.

Ostatnim punktem naszej wyprawy było zwiedzenie Tuz Gölü. Tuz Gölü jest drugim, co do wielkości jeziorem Turcji. Jego niezwykłość polega na tym, że jest to bezodpływowe słone jezioro, usytuowane w środkowej Turcji, 150 km na południowy wschód od Ankary, na terenie Anatolii, prawie 1000 m n.p.m. W lecie, w czasie anatolijskich suszy, woda wysycha prawie całkowicie, pozostawiając ciągnącą się po horyzont białą, grubą na ok. 30 cm, taflę soli. Widok jest naprawdę niesamowity, ma się wrażenie jakby chodziło się po śniegu. My niestety nie mielimy okazji przekonać się o tym, na własnej skórze, gdyż w kwietniu jezioro wypełnione było wodą. Nie zniechęciło nas to jednak do zebrania próbek środowiskowych.

Po serii pamiątkowych zdjęć, ruszyliśmy w kierunku Stambułu i dalej na północ, aż do samego Gdańska. Prosto do domu. Oczywiście przez Paryż!:) I znów kolejna wyprawa dobiegła końca. Czas na planowanie kolejnej ekspedycji. Co powiecie na Czarnogórę? 🙂

 

czytaj dalej 🙂

Ekspedycja naukowa do Czarnogóry
Ekspedycje naukowe
Islandia – kraina czterech żywiołów
Maroko – kraina słońca i orientu
Turcja – kraj czterech mórz